1. czytanie
Mojżesz wyprasza zwycięstwo nad Amalekitami
Wj 17, 8-13
Psalm
Naszą pomocą jest Zbawiciel świata
Ps 121 (120), 1b-2. 3-4. 5-6. 7-8 (R.: por. 2)
2. czytanie
Wszelkie Pismo natchnione jest pożyteczne do kształcenia w sprawiedliwości
2 Tm 3, 14 – 4, 2
Aklamacja
Alleluja, alleluja, alleluja
Por. Hbr 4, 12
Ewangelia
Wytrwałość w modlitwie
Łk 18, 1-8
Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie nachodziła mnie bez końca i nie zadręczała mnie”».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
Drodzy!
1. „Trzeba” (gr. deĩ) to słowo drogie Jezusowi. Posługiwał się nim często, mówiąc o swojej misji: Trzeba mi być w tym, co należy do mojego Ojca (Łk 2, 49); trzeba, abym ewangelizował [głosił Dobrą Nowinę], bo na to zostałem posłany (Łk 4, 43); Trzeba, aby Syn Człowieczy wiele cierpiał (Łk 9, 22). W innym kontekście powie do Zacheusza: Dziś trzeba Mi zatrzymać się w twoim domu (Łk 19, 5). A przed swoim powrotem do Ojca tłumaczy Apostołom, że było trzeba, aby się wypełniło wszystko, co jest napisane o Mnie (Łk 24, 44; por. 13, 16; 17, 25; 21, 9; 22, 37). Jezus czuje się więc zobowiązany do robienia czegoś lub powstrzymania się od czegoś. Nikt Go do tego nie zmusza. To, co się dokonuje w Jego życiu, jest wewnętrzną koniecznością, która nie ma nic wspólnego ze ślepym determinizmem. W Jezusowym „trzeba” skrywa się Jego miłość do Ojca, pragnienie gorliwego wypełnienia powierzonej sobie misji. Jednym słowem, Jego „trzeba” jest znakiem posłuszeństwa Ojcu, który posłał Go na świat, aby realizował misję zbawienia. Autor Listu do Hebrajczyków włoży w usta Jezusa następujące słowa: Oto idę, aby spełnić wolę Twoją (Hbr 10, 9). Pełnienie woli Ojca jest dla Jezusa najlepszym pokarmem. Miał, oczywiście, czas na sprawy miłe i przyjemne, jak odwiedziny u przyjaciela Łazarza, spotkania na modlitwie z Ojcem czy z Apostołami, lecz sprawą dla Niego najważniejszą, pierwszorzędną, była potrzeba czynienia woli Ojca, a więc wszystkiego, co nieodzowne dla zbawienia świata.
2. Sprawą najważniejszą w naszym życiu są nasze potrzeby i nasz stosunek do nich: potrzeb fizjologicznych, duchowych, emocjonalnych, towarzyskich, społecznych itd. Od tego zależy jakość naszego życia. Potrzeby, które same w sobie są neutralne, w chwili pojawienia się rozbudzają wolę i intelekt. Zmuszają nas do działania, do odrzucenia ich lub przylgnięcia do nich. Naturalna jest na przykład potrzeba zaspokajania głodu. Lecz kiedy wymknie się spod kontroli, kiedy człowiek zaczyna spożywać nierozsądnie, bez umiaru, to, co miało być gwarantem jego życia i rozwoju, może stać się przyczyną choroby, a nawet śmierci. Musimy więc trzymać pod kontrolą nasze potrzeby, by nam służyły, a nie szkodziły. Potrzeby nie pozwalają zasnąć woli ani intelektowi, zmuszają je do ciągłego wysiłku, podejmowania decyzji, przyjmowania lub odrzucania tego, co jawi się jako potrzeba. Chęć zaspokojenia ich mobilizuje człowieka, nie pozwala mu trwać w bierności, lecz zmusza do czujności, apelując zarazem o mądrość w podejmowaniu wyborów. Potrzebą Jezusa było realizowanie woli Ojca. A jakie są moje potrzeby? Czy je znam i kontroluję, czy raczej jestem przez nie zniewolony? Od tego, w jaki sposób radzę sobie z nimi, zależy jakość mojego życia, moje relacje w rodzinie czy pracy, mój udział w życiu społecznym.
3. Jezus mówi do swoich uczniów, że zawsze trzeba się modlić i nie ustawać (Łk 18, 1). Dlaczego modlitwa jest tak ważna? Z wielu różnych względów jest ona po prostu potrzebna. W pierwszym rzędzie rozbudza w nas pragnienie Boga. Potrzeba Boga zaś jest w naszym życiu najważniejsza. On bowiem uczy nas, co mamy czynić, czego pragnąć, a co odrzucać. We współczesnym świecie rozkołysanych emocji i pragnień nieodzowne jest posiadanie takiego wewnętrznego Nauczyciela. Lecz Jezus, kiedy zamieszkuje w naszym życiu, nie tylko uczy nas, które potrzeby są ważne, a które mniej. On rozbudza w nas ten sam duchowy dynamizm, który nadawał kierunek Jego życiu. Kieruje nas w stronę dobra największego – miłości Boga. Na modlitwie Jezus uczy szukać we wszystkim, co nas spotyka – w tajemnicach radosnych i bolesnych, w wydarzeniach pełnych światła i w tych najciemniejszych – Jego obecności. Modlitwa ożywia i pogłębia wiarę. Jezus pyta retorycznie: Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? To zdanie zamyka całą Jego wypowiedź (Łk 18, 1–8). Czym jest wiara? – pytamy. Wiara jest przebywaniem z Bogiem w każdym czasie, w każdej sytuacji, w każdych okolicznościach życia. Taka wiara rodzi się właśnie z modlitwy. Pod czas modlitwy człowiek rozpoznaje obecność Boga zarówno w chwilach radości, jak i w smutku, kiedy jest chory, pracuje lub jest bez pracy, kiedy spotyka drugiego człowieka lub jest przez niego odrzucony. Bez modlitwy człowiek może być religijny, ale jego stosunek do Boga oparty będzie na szukaniu osobistych korzyści. Będzie prosił o coraz to nowe „potrzebne łaski”, lecz nie wejdzie w relację z kochającym Ojcem. Modlitwa ożywia i oczyszcza wiarę. Jan Paweł II usilnie zachęcał rodziny i parafie, by wyrabiały w dzieciach chęć spotkania z Bogiem na osobistej modlitwie. W specjalnym dokumencie zwracał uwagę na znaczenie modlitwy różańcowej dzieci, „a jeszcze bardziej z dziećmi”. Jego współpracownicy wielokrotnie widzieli go trwającego w samotności na głębokiej modlitwie w kaplicach różnych nuncjatur na całym świecie. Świadkowie mówią, że we wszystkich trudnych sytuacjach czy krytycznych momentach swego pontyfikatu Jan Paweł II zawierzał modlitwie, by odnaleźć drogę, którą należało pójść. Kiedy współpracownicy proszeni o podsunięcie rozwiązania jakiegoś problemu rozkładali ręce, Jan Paweł II, pogodny i ufny, pocieszał ich zwykle, mówiąc: „Znajdzie się, jeśli będziemy się więcej modlić”. Nie należało do rzadkości, że gromadził osoby mieszkające w papieskim apartamencie i razem z nimi szedł do kaplicy, by się modlić.